Pracę w Austrii znalazłam przez przypadek. Po powrocie z Korsyki zauważyłam numer telefonu w internecie. Postanowiłam zadzwonić i wypytać o szczegóły. Cała reszta poszła szybko i gładko. Dokumenty, umowy i ostateczny termin przyjazdu. Wydaje mi się, że rejon Tyrolu ma do zaoferowania wiele prac w hotelarstwie. Jeżeli mówisz po niemiecku lub angielsku oczywiście. Ode mnie jako kelnerki wymagano bardzo dobrej znajomości języka niemieckiego. Mój chłopak jako kucharz mógł porozumiewać się po angielsku. Jak na każdym początku nowej pracy jest stres i adrenalina, zanim wdroży się w system. Nowe miejsce, nowi ludzie, inna mentalność. Aczkolwiek wielu Polaków byłoby zadowolonych, ponieważ Tyrolscy ludzie gór nie stronią od alkoholu. Lubią zabawę i są raczej otwarci. Większość tamtejszych hoteli posiadała 4 gwiazdki, również ten do którego trafiliśmy. Jeżeli nigdy nie pracowałeś w drogim hotelu czy restauracji, to mógłby pojawić się problem z odnalezieniem. Wymagania są duże… Ale zarobki też.
Każdy kto pracował w gastronomii wie z jakim stresem i sytuacjami to się wiąże. Ja posiadam już jakieś doświadczenie, w szczególności gdy chodzi o niemiecką klientelę. Ciężko wytrącić mnie z równowagi i ściągnąć uśmiech z mojej twarzy. Ale jedno jest pewne, to nie było miejsce dla słabych. Pracowaliśmy tam 3 miesiące w sezonie zimowym. Najcięższy był początek. Gdy trafiliśmy na szczyt sezonu… Święta i sylwester. Muszę powiedzieć, że chyba dzięki temu szybko wszystko wokół mnie ogarnęłam, bo po prostu musiałam. Jak wszędzie, gdy ktoś zauważy, że jesteś dobrym i solidnym pracownikiem, zostajesz obarczony wieloma obowiązkami i odpowiedzialnością oraz naturalnie dodatkowymi godzinami pracy. Czułam się doceniona i to motywowało mnie do dalszych starań. Motywowały mnie też pieniądze, które w porównaniu do Holandii są duże i zarobione w normalny sposób, nie przez niewolnictwo. Jak to w hotelarstwie bywa nie musieliśmy płacić za pokój i wyżywienie co jest dużym plusem, szczególnie gdy masz cel na który odkładasz kasę. Zacznę chyba od napiwków, które były dla mnie szokiem, pozytywnym oczywiście. W jeden dzień zazwyczaj sobotę, gdy goście wyjeżdżali, dostawałam około 100e do ręki. To co dostajesz od gości, jest twoje. Kocham tę zasadę. Nie wiem jak jest w innych miejscach w Austrii, ale tam tak właśnie było. Do tego była też oczywiście wspólna „świnka” dla wszystkich. Z której co miesiąc otrzymywaliśmy pokaźną sumę. Napiwki są mega ważne, to twoja zapłata za dobrą robotę, jesteś w czymś dobry, ludzie to widzą i doceniają. Dzięki mojej solidnej pracy
i staraniom, miesięcznie zarabiałam ponad 2000e netto. Tak więc w 3 miesiące tam, zarobiłam kupę kasy. Przynajmniej dla mnie. Ostatnia wypłata była największa, ponieważ zostały rozliczone dni urlopu i pracy w święta. Za święta otrzymałam 400e, więc całkiem się opłacało. Wiadomo, że nic nie wynagrodzi mi czasu spędzonego bez rodziny, ale przeżyłam to też w Holandii, gdzie wyceniono moją tęsknotę na 120e… W Austrii bolało trochę mniej.
Nasz hotel położony był na szczycie góry i czasami przy ekstremalnych opadach śniegu przez tydzień nie mogliśmy go opuścić. Do najbliższego sklepu było 8km, bardzo krętą
i niebezpieczną trasą, dlatego zakupy robiliśmy jak najrzadziej. Przez to też mało wydawaliśmy, wszystko mieliśmy na miejscu. Dopadła nas jednak bardzo szybko nuda. Spacery i podziwianie gór przestaje być ciekawe po miesiącu. Nie jesteśmy fanami sportów zimowych więc nie mieliśmy co tam robić w wolnym czasie. Mamy dużo gier planszowych, one znudziły się po 2 miesiącach, ostatni miesiąc był dla nas wegetacją
i czekaniem na powrót do domu a następnie Korsykę. Naszą ukochaną Korsykę.
Tak więc jeżeli uwielbiasz narty, dobrze znosisz kaca, mówisz po niemiecku i chcesz dużo zarobić, to Austria jest dla Ciebie. My z niej nie rezygnujemy i może w tym roku na zimę znowu zdecydujemy się podjąć tam pracę, ale może tym razem nie Alpy, raczej Wiedeń, bliżej domu troszeczkę… Pozdrawiam z upalnej Korsyki!
Skomentuj